Katarzyna Mróz: Najwyższa forma będzie w finałach.

25.03.2014

Rozmowa z Katarzyna Mróz, środkową Chemika Police.

- Czy Katarzyna Mróz, poza pasją wypiekania ciast, ma nowe hobby polegające na kolekcjonowaniu statuetek MVP meczów Orlen Ligi?

- Nie (śmiech). Nie, nie. Statuetki, nagrody dla najlepszej siatkarki meczu to miła rzecz, ale tak naprawdę drugorzędna. Przede wszystkim cieszy mnie, że mogę swoją grą pomagać zespołowi, że mam swój udział w zwycięstwach i to się tak naprawdę liczy.

- Nie ulega jednak wątpliwości, że jest pani w wysokiej, jak nie w życiowej formie. To chyba nie tylko efekt ciężkiej pracy na treningach?

- Sądzę, że głównie doświadczenie ma decydujący wpływ i najbardziej rzutuje na moją obecną grę. Mam już przecież za sobą kilka ładnych lat spędzonych na boisku. Poza tym moja gra jest teraz bardziej zauważalna. Nie oszukujmy się, wszystkie oczy skierowane są na Chemika Police, na to co pokaże, jak zagra, w jakim stylu pokona kolejnego przeciwnika. Analizowana jest gra każdej z nas, więc i ja jestem obserwowana i oceniana.

- A jaki wpływ ma zespół na pani obecną dyspozycję?

- Oczywiście bardzo duży. Jeśli trenuje się w dobrym zespole, z dobrymi zawodniczkami, to jest dodatkowa mobilizacja do tego, aby dorównywać pozostałym, aby drużyna utrzymywała określony, wysoki poziom. Myślę, że to mi się udaje.

- A czy stać panią na jeszcze wyższy poziom gry, czy tkwią jeszcze w Katarzynie Mróz jakieś ukryte rezerwy?

- Myślę, że tak. Mam taką nadzieję. Przed nami bardzo ważne spotkania i jeśli uda się nam dotrzeć do finałów, to wtedy ta najwyższa forma powinna być. Musi być. Zresztą nie tylko moja, ale całej drużyny, bo jedna czy dwie zawodniczki nie wygrają meczu, lecz zespół musi na to zapracować.

- Kto jest najwierniejszym pani kibicem, kto zawsze najbardziej ściska palce za panią?

- Bez wątpienia mój mąż. On bardziej wierzy we mnie, w moje umiejętności niż niekiedy ja sama. Bywa więc, że to on kieruje mną w różnych sprawach, bo z moją taką naturalną skromnością trudno byłoby mi znaleźć się w wielu sytuacjach. Poza tym rodzina mnie dopinguje. Brat, który na co dzień gra w koszykówkę w Szczecinie, o ile jest taka możliwość, przychodzi na mecze ze swoją żoną, a jeśli nie może, to wspiera jakimiś sms -sikami albo rozmową.

- Czy kibice jakoś szczególnie okazują pani wyrazy sympatii, czy zatrzymują panią na ulicy, rozmawiają?

- O tak, ale nie dotyczy to tylko mnie, ale wszystkich dziewczyn. Zwłaszcza tu, w Policach jeśli wpadnie się na chwilę do któregoś sklepu, albo pokaże gdzieś na ulicy, ludzie są bardzo mili, uprzejmi, zagadują, widać, że żyją siatkówką. Jestem tu od ubiegłego roku i widzę, jak się tworzy coraz to fajniejszy klimat wokół drużyny, jak kibice nas dopingują, jeżdżą za nami po Polsce, jaka zawiązuje się między nami sympatia. To cieszy, to naprawdę ważna sprawa, bo nie gramy przecież tylko dla siebie samych. Poza tym wiemy, że mamy jeszcze kogoś za sobą, kogoś, kto nam pomoże, wesprze w trudnych momentach. To nas naprawdę mobilizuje, dodaje wiary we własne siły. Bardzo liczę na to, że teraz, w tych najważniejszych meczach, które przed nami, nasi kibice także nam pomogą, dadzą z siebie wszystko na trybunach, tak jak my na boisku.