Marcello Abbondanza: Wybory trenera to jego przywilej

8.05.2019
Marcello Abbondanza, trener Chemika Police, o sezonie 2018/19.
 
Zdaniem wielu kibiców w naszych mediach społecznościowych oraz siatkarskich ekspertów, fakt, że przez znaczną część sezonu nie stawiał pan na Marlenę Pleśnierowicz czy Natalię Mędrzyk odbił się panu czkawką w play offach. Co sądzi pan o takich opiniach?
 
- Wybory trenera to wybory trenera, taki jest jego przywilej. Łatwo jest mówić ludziom, że można by zmienić to i tamto, jeśli nie jest się na treningach, nie ma się informacji na temat kontuzji. Różnice opinii w kontekście decyzji trenera to chleb powszedni tej pracy. Przywykłem. Ponadto wydaje mi się, że mówienie w mediach o technicznych powodach decyzji personalnych byłoby brakiem szacunku do zawodniczek. Niektóre rzeczy muszą zostać wewnątrz drużyny i moim zdaniem sportowe uargumentowanie decyzji trenera zalicza się do tej grupy.
 
- A czy opinie z Polski do pana docierały?
 
- Przypomnę, sporo polskich ekspertów mówiło, że nie jesteśmy faworytem Pucharu Polski, a w finałach wygraliśmy gładko oba mecze. Ktoś przyznał się do błędu? Nie. Przed sezonem słyszeliśmy, że Budowlani i Developres to faworyci do tytułów. Kto coś wygrał? Chemik i ŁKS. Może lepiej, aby znawcy czasem przemyśleli swoje zdanie, zanim otworzą buzie, by je wypowiedzieć.
 
- Z drugiej strony, takie jest prawo dziennikarzy i kibiców, aby wyrażać opinie.
 
- To prawda, nikomu tego nie zabraniam, jednak trzeba pamiętać, że wiedza ludzi spoza klubu na temat tego, co dzieje się w trakcie treningów, jest bardzo ograniczona. Praca trenera jest łatwa do opisania. Wygrywasz – jesteś Bogiem. Przegrywasz – jesteś głupcem.
 
- Dlaczego przegraliśmy mecze z Rzeszowem, w których dwukrotnie mieliśmy okazje zamknąć spotkania wynikiem 3:1, a przegraliśmy w tie breakach?
 
- Wiele sytuacji miało wpływ na rezultat. Graliśmy trzy tie breaki z rzędu. Na pewno kluczowe było podejście mentalne, nie wszystkie siatkarki miały na tyle doświadczenia, żeby w trudnych momentach opanować emocje. Do tego nawarstwiające się zmęczenie spowodowane graniem pięciu setów co kilka dni.
 
- Rzeszów był w takiej samej sytuacji, też grał trzy tie breaki z rzędu.
 
- Oczywiście. Uważam jednak, że wiele osób popełnia błąd w podstawowym rozumieniu funkcjonowania Chemika Police. Żyją przeszłością. Moim zdaniem nie można porównać Chemika z tego sezonu do Chemika sprzed lat. Transfery dokonane przez startem rozgrywek wskazywały, że zespół w dużej mierze składać będzie się z młodych siatkarek, które mają zacząć nowy cykl budowania drużyny. Większość z tych dziewczyn nie grała na najwyższym poziomie. Dlatego uważam, że oczekiwania również muszą być inne. Rozumiem, że Chemik w poprzednich latach miał wygrywać wszystko, bo dysponował znacznie silniejszą drużyną od reszty stawki. Teraz poziom sportowy był zbliżony do innych drużyn.
 
- Miniony sezon uznaje pan w takim razie za sukces czy porażkę?
 
- Uważam, że zdobycie jednego trofeum w sezonie nie jest złym wynikiem. Oczywiście, zabrakło nam złota na koniec rozgrywek, ale zdobyliśmy Puchar Polski, a wiele z siatkarek znacząco się rozwinęło. Byliśmy też najlepszą drużyną po rundzie zasadniczej, bo graliśmy najrówniej. Przy wszystkich problemach, kontuzjach, stracie kilku zawodniczek z powodów pozasportowych, to sezon nie był najgorszy. Jestem zawiedziony czwartym miejscem, bo stać nas było na więcej. Jednak mam też świadomość, że sezon mógł potoczyć się znacznie gorzej.
 
- Uważa pan, że rok temu zdobycie tytułu było łatwiejsze?
 
- W zeszłym roku poziom ligi jako całych rozgrywek był nieco wyższy, ale poziom zespołów z czuba tabeli nieco niższy. Dlatego w tym sezonie rywalizacja pomiędzy topową czwórką była zacięta.
 
- Złoto ŁKS to niespodzianka?

- Jestem zaskoczony, że ŁKS wygrał mistrzostwo, ale jednocześnie bardzo mnie to cieszy. Pokazali dobrą pracę w stabilnej grupie, z jednolitą filozofią prowadzenia drużyny. Wyciągali dobre wnioski po porażkach i zasłużyli na złoto.