To nie były czary

29.04.2014

Rozmowa z Michałem Maskiem, drugim trenerem Chemika Police.

- Na którym miejscu, wśród dotychczasowych sukcesów w swojej działalności sportowej, stawia pan ten, zdobyty razem z Chemikiem Police?

- Oczywiście jest na pierwszym miejscu. Zwycięstwo w polskiej lidze, bardzo dobrej i mocnej, a do tego jeszcze zdobycie Pucharu Polski, to niebywałe osiągnięcie. To wzbudza uznanie nie tylko tu, na miejscu, ale także poza granicami kraju, w całej siatkarskiej Europie. Dla mnie, jako drugiego trenera, odpowiedzialnego m.in. za przygotowanie fizyczne drużyny, to olbrzymia satysfakcja i powód do zadowolenia. Wszystkie zawodniczki, do ostatniego meczu w sezonie, były w doskonałej dyspozycji.

- Przygotowanie fizyczne zespołu do bardzo dobrej gry, na bardzo wysokim poziomie przez cały sezon było dużym wyzwaniem?

- O tak. Zwłaszcza, że od początku mieliśmy świadomość tego, o co gramy, jakie mamy cele do osiągnięcia. Musieliśmy się więc odpowiednio przygotować do czekających nas zadań, a więc do możliwości trenowania i rozgrywania meczów na wysokim poziomie. Duże znaczenie miał okres ciężkiej pracy przed rozpoczęciem ligi, ale także systematyczna, indywidualna praca w trakcie rozgrywek, rozpisana dla każdej z dziewczyn. Początek sezonu, choć z efektownymi zwycięstwami, nie był łatwy, głównie ze względu na pewne różnice w samym sztabie szkoleniowym odnośnie stylu i filozofii pracy oraz gry. Efektem był krótki kryzys, po którym nastąpiła zmiana pierwszego trenera.

- I jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wszystko się odmieniło i nastał czas sukcesów.

- To nie efekt czarów, ale ciężkiej, zespołowej pracy, gdzie każdy nawzajem szanuje umiejętności i zdanie drugiej osoby. Zanim „Beppe” rozpoczął pracę z zespołem, odbyliśmy kilkugodzinną rozmowę, w której każdy z nas przedstawił swoją koncepcję pracy, swoją filozofię siatkówki. Nasza współpraca, osiągnięty sukces są dowodem na to, że mamy bardzo zbliżone podejście do  pracy z drużyną. Zresztą trener stworzył płaszczyznę porozumienia i atmosferę doskonałej współpracy z całym sztabem szkoleniowym, respektując przy tym umiejętności i zdanie każdego z nas. Zaufał nam w stu procentach. Powstał klimat do gry i walki o najwyższe laury i w rezultacie po nie sięgnęliśmy.

- Można więc powiedzieć, że na obecny sukces Chemika Police, oprócz klasy i talentu samych zawodniczek, złożyła się włoska myśl trenerska Giuseppe Cuccariniego i słowacka koncepcja budowy formy fizycznej trenera Michała Maska?

- Można to i tak ująć (śmiech). Po dwóch, trzech pierwszych treningach „Beppe” przekonał się, że zespół jest dokładnie taki, jakim mu go przedstawiłem podczas naszej długiej rozmowy. W tym momencie trzeba było zrobić wszystko, aby tak dobra, doświadczona drużyna mógła grać swoją najlepszą siatkówkę. Mieliśmy do wykonania bardzo proste, konkretne, ale zarazem trudne zadanie wyznaczone przez klub i Grupę Azoty: zdobyć puchar i mistrzostwo Polski. Takie wymagania były wręcz oczywiste, skoro w Policach stworzone zostały najlepsze warunki do tego, aby takie cele osiągnąć. I choć osobiście lubię jasne sytuacje, precyzyjnie określone zadania do wykonania, to jeszcze raz muszę podkreślić, że wcale łatwo nie było wytrzymać taką presję. Jednak wszystko zadziałało jak należy i od momentu rozpoczęcia pracy przez Giuseppe Cuccariniego są same zwycięstwa.

- Dwadzieścia z rzędu! To niecodzienne osiągnięcie.

- Na pewno, ale to między innymi wynik tego, że nie zostały już popełnione takie błędy, jak w pierwszej części sezonu. Do pewnego momentu nie miały one wpływu na wyniki, bo zespół tworzą doświadczone siatkarki, które z pewnymi sytuacjami potrafiły sobie same poradzić na boisku. Ale tylko do czasu. Później była też na pewno dodatkowa motywacja wśród zawodniczek, bo chciały się pokazać z jak najlepszej strony nowemu trenerowi. Nastąpił więc taki, można powiedzieć, restart drużyny, nowy początek z grą na wysokim poziomie, co dało taki właśnie efekt.

- Ma pan już spory bagaż trenerskich doświadczeń zdobytych w rodzinnej Słowacji, w Niemczech, teraz w Polsce. Marzy pan o wykorzystaniu ich kiedyś jako pierwszy trener?

- Oczywiście. Posada drugiego trenera od przygotowania fizycznego była dla mnie w tym sezonie kolejnym wyzwaniem, a zarazem chęcią poznania nieco innej pracy z drużyną, popatrzenia na siatkówkę z innej perspektywy. Jestem bogatszy o nowe doświadczenia, które na pewno przydadzą się w mojej dalszej karierze. Jednocześnie był to dla mnie pierwszy i ostatni sezon pracy jako trener przygotowania fizycznego. Taką decyzję podjąłem, bo chcę się dalej rozwijać i pracować wyłącznie jako trener siatkówki.