Giuseppe Cuccarini: Reakcje trenerów to teatr.

12.11.2015

Po zwycięskim spotkaniu z Pomi Casalmaggiore rozmawiamy z Giuseppe Cuccarinim, trenerem Chemika Police. 

- W Casalmaggiore zbyt wielu zwolenników pan nie ma i chyba mieć nie będzie. Kiedy otrzymał pan żółtą kartkę, cała hala zaczęła buczeć. 

- Musiałem tak się zachować, ponieważ trener drużyny przeciwnej wywierał presję na arbitrze. Trzeba było jakoś zareagować. Dostałem żółta kartkę, ale nie przejąłem się tym. Czasami takiego zachowania wymaga mój zawód. 

- Reakcje trenerów to efekt wielkich emocji, czy może bardziej wyreżyserowana gra?

- To teatr. Trener Casalmaggiore starał się zmanipulować sędziów, głównie poprzez manifestowanie swojego niezadowolenia. Musiałem zareagować. 

- Dwa punkty wywiezione z Włoch to cenny dorobek?

- Bardzo. Regulamin rozgrywek ułożono w ten sposób, że zwycięstwa są w zasadzie ważniejsze od punktów. Przegrywając w tiebreaku wracalibyśmy w znacznie gorszych nastrojach. Teraz mamy dwa zwycięstwa na swoim koncie, a inne drużyny dopiero po jednym. 

- Była szansa, żeby wygrać we Włoszech za trzy punkty?

- Przez dwa pierwsze sety udało nam się zdominować rywalki. Potem Włoszki się przebudziły, zatrzymały nasz atak. Nie tylko blokiem, ale również wyblokiem czy obroną. Pomi po prostu zaczęło grać dobrze. My z kolei popełnialiśmy błędy, ponieważ szukaliśmy innych rozwiązań. Te, które stosowaliśmy przez dwa sety, przestały być skuteczne.

- Trzeba było wdrożyć plan B?

- To nie takie proste. Po zwycięstwie w trzecim secie, w kolejnej partii gospodynie zagrały świetnie i trudno je było przełamać. Dlatego tym bardziej cieszy mnie sposób, w jaki dziewczyny zagrały w tiebreaku. Utrzymały stabilność mentalną i techniczną. Wykonały to, co sobie założyliśmy. 

- W bieżącym sezonie Chemik jeszcze tak trudnego meczu nie zagrał. 

- Tak, dotychczas nie mieliśmy okazji grać na takim poziomie. Wygraliśmy 7-8 spotkań, ale w zasadzie wszystkie 3:0 lub 3:1. Ponadto to były dość łatwe sety, w których od początku dominowaliśmy. We Włoszech przyszło nam walczyć. W Lidze Mistrzyń grają najlepsi, więc nie można spodziewać się dominacji, trzeba wyszarpać zwycięstwo. 

- Czy dla Chemika włoskie zespoły grające cierpliwie, technicznie, walecznie w obronie, są trudniejszym rywalem od drużyn grających siłowo?

- Chemik i Pomi to inne zespoły. Włoszki potrafią być wymagające, chwilami męczące. Bardzo trudno jest przeciwko nim punktować, a to sprawia, że atakujące zaczynają czuć presję. Atakujesz – piłka zostaje podbita. Atakujesz mocniej – wyblok i obrona. Kiwasz – są na to gotowe. 

- Rozmawialiśmy przy kolacji o tym, które z dotychczasowych spotkań Chemika było tak intensywne i pełne emocji jak to z Pomi. Doszliśmy do wniosku, że być może to z Dynamem w Kazaniu, w poprzednim sezonie Ligi Mistrzyń?

- Tak, to dobre porównanie, choć dodałbym choćby Baku czy Prostejov. Jeśli chodzi o specyfikę gry, mecz z Pomi przypominał mi ten z Agelem Prostejov w Azoty Arenie. Wtedy również od pewnego momentu zaczęliśmy mieć problemy z atakiem, ale główną przyczyną nie były nasze błędy, tylko znacznie lepsza gra w obronie drużyny przeciwnej. 

- Wejście Luci Bacchi było dla trenera zaskoczeniem? Dała gospodyniom impuls, a w poprzednich pojedynkach Pomi w zasadzie nie pojawiała się na parkiecie.

- Znam tę dziewczynę bardzo dobrze, ponieważ trenowałem ją w Modenie. To doświadczona zawodniczka, która dobrze radzi sobie w ataku. Z drugiej strony, ma nie najlepsze przyjęcie, dlatego zaczęliśmy celować w nią zagrywką, co przyniosło efekty. To był jeden z powodów wygranej w tiebreaku.